Czy opłaca się dawać polskim zawodnikom jakieś gwarancje?

Po trzech kolejkach zastanawiam się czy opłaca się dawać zawodnikom jakieś gwarancje.

W ekstralidze jeździ dwóch żużlowców, którzy mają płacone ryczałty – Gollob i Pedersen. Gollob zawodzi na całej linii, jest może połową zawodnika z poprzednich sezonów. Pedersen robi swoje, nie jest może tak błyskotliwy jak w ubiegłym roku, ale nie ma też powodów do narzekań. Pytanie: jak zawodnicy z Gorzowa mają mieć motywację do walki, kiedy mają płacone tylko za wywalczone punkty, a niby-lider nic nie robiąc, bierze przed meczem okrągłą sumkę, na którą zwykły żużlowiec musi wywalczyć pewnie z 30 punktów. To się musi rozlecieć, po prostu za jakiś czas atmosfera w Gorzowie stanie się nie do zniesienia.

W pierwszej lidze gwarancje startów ma Rafał Okoniewski. Nie musi walczyć o skład. Efekt – drugi mecz z rzędu przywozi (bo trudno powiedzieć, że zdobywa) 6 punktów. Nie wygrywa wyścigów, nie jest liderem drużyny, wręcz przeciwnie, wczoraj jechał w XIV wyścigu. Po XI biegach Polonia prowadziła 34:31 – bieg XII – Okoń przyjeżdża ostatni, Bydgoszcz przegrywa 1:5. Po XIII biegach Polonia prowadzi 40:37 – bieg XIV – Okoniewski jedzie czwarty, ale upada Sajfutdinow, więc gwiazda przywozi jeden punkt. Bydgoszcz przegrywa 1:5. Trudno za porażkę nie winić Okoniewskiego. Jego występ był poniżej jakiejkolwiek krytyki. Swoją postawą zaprzepaścił pracę całej drużyny (w tym także swoją). Jaka ma być atmosfera w drużynie, kiedy miernie jeżdżący zawodnik nie musi walczyć o skład?

Może taka jest mentalność Polaków? Nie wiem.