Już w 2009 roku przekonałam się, że najważniejsze, co nauczyciel/wychowawca czy inna osoba pracująca z dziećmi i młodzieżą musi zrobić na samym początku, to zbudować własny autorytet. Pobłażanie w tym momencie i próba zaskarbienia sobie serc podopiecznych na pewno w dłuższej perspektywie nie przynosi efektów, bo nie ma możliwości wprowadzić zasad i dyscypliny. Co zatem należy zrobić podczas pierwszych spotkań z dzieciakami, aby nas potem słuchały? Dziś skupimy się na mowie niewerbalnej, kiedy indziej o mowie werbalnej 🙂
Jak budować autorytet nauczyciela posługując się mową niewerbalną?

Stoimy pewnie z lekko rozstawionymi nogami – nie bujamy się, dobrze jest sobie wyobrazić, że w pierwszym momencie stajemy przed inną niż w rzeczywistości grupą, np. przed grupą znajomych. Chowając się cały czas za biurkiem też niekoniecznie sprawimy, że będziemy postrzegani jako pewni siebie.
Wodzimy wzrokiem po klasie – tak jak podczas wystąpień publicznych, opowiadając coś, staramy się co jakiś czas zatrzymać wzrok na którymś z uczniów. Bacznie obserwujemy wszystko, co się dzieje na sali.
Patrzymy prosto w oczy uczniów – zwłaszcza, gdy zwracamy się bezpośrednio do któregoś z nich. Oznacza to odwagę i pewność siebie. Sami wiemy, że ktoś, kto unika wzroku ma z tym problem.
Mówimy wyraźnym, opanowanym głosem, taktycznie milczymy, lecz z tym milczeniem trzeba uważać, bo zastosowanie go w nieodpowiednim momencie przynosi problemy z dyscypliną.
Modelujemy i intonujemy głos – mówimy w niektórych momentach ciszej (np. tłumacząc coś indywidualnie), w niektórych głośniej (np. zwracając uwagę).
Wykorzystujemy gesty – używamy np. dłoni do tego, by pokazać swoje zainteresowanie (ręka przy głowie) czy do pokazania „zapraszam Ciebie na środek”. Raczej niezbyt dobrym pomysłem jest machanie palcem do ucznia, który coś przeskrobał.
Mamy żywą twarz – najczęstszym błędem popełnianym przez nauczycieli jest uśmiechanie się w chwili wydawania poleceń czy upominania. Daje to sprzeczny sygnał dla każdego ucznia i nie weźmie tego poważnie, bo jako ludzie szybciej czytamy mowę ciała niż mowę werbalną.
Unikamy kiwania głową – w niczym to nam nie pomaga 🙂
Językiem ciała komunikujemy otwartość, a nie zamknięcie. Otwieramy więc ręce zamiast ja krzyżować.
KONTROLUJEMY SWOJĄ MOWĘ CIAŁA – analizujemy to, zastanawiamy się w jaki sposób komunikujemy coś uczniom. Kiedy przychodzi do nas na lekcje obserwator, prosimy go również, by dał nam informację zwrotną na ten temat.

Kilka lat temu prowadząc warsztaty z mowy ciała, spytałam uczniów co by o mnie pomyśleli, gdybym na pierwszą lekcję z nimi weszła w taki sposób. Odegrałam scenkę skulonej, wystraszonej, patrzącej w podłogę istoty. Odpowiedzieli mi wprost, że nie przyszło by im do głowy mnie kiedykolwiek słuchać, bo na mojej twarzy malował się strach. Nawet najmłodsi nie czytają książek o mowie ciała, nie analizują ich, jednak od razu wiedzą podświadomie o co w tym wszystkim chodzi. A Wy co sądzicie? Jakieś przemyślenia, wspomnienia?