III kolejka

Mecz w Toruniu opisałem wcześniej, więc skoncentruję na pozostałych spotkaniach.

Zaskoczyła mnie mimo wszystko postawa Gorzowa. Przegrali kolejny mecz, tym razem u siebie. Znów słabiutko pojechali T. Gollob i P. Karlsson. O ile z taką postawą Szweda trzeba było się liczyć (w końcu ma już swoje lata, a dodatkowo nie jeździ już przecież w I lidze), to Gollob zawodzi na całej linii. Przegrywa najważniejsze wyścigi. Jednak za słaba była druga linia. Jedynie Monberg pojechał na miarę oczekiwań, reszta zawiodła. Z kolei w Częstochowie swoje zrobił Nicki, trochę słabiej pojechał Ułamek, ale zrównoważył to Gapiński, ważne punkty zdobył Mateusz Szczepaniak.
Nie chciałbym być teraz na miejscu prezesa Komarnickiego. Chyba czuje się lekko oszukany. Powiedzmy sobie jednak szczerze, kto oferuje tak gigantyczne pieniądze za nic? Gollob nie ma żadnej motywacji do walki. Komarnicki zabił w nim jakąkolwiek ambicję. Po prostu Gollob przekroczył granicę, za którą żużel przestaje sprawiać przyjemność, a bez tego nie będzie ścigania. Ciekawe, czy Tomek okaże się człowiekiem honorowym i zrezygnuje z części uposażenia czy będzie brał ile wlezie i wyssa gorzowski klub. Obstaję przy drugiej wersji.

Cuda działy się w Rzeszowie. To był prawdziwy pokaz frajerstwa z obu stron. Najpierw w drugiej powtórce trzeciego wyścigu miało pojechać dwóch zawdoników i Bjerre nie zdążył na start. Potem Atlas prowadząc 11 punktami i mając rywala na łopatkach dał ciała tak, że aż przykro patrzeć. Ciekawy był debiut w polskiej lidze Camerona Woodworda. Myślę, że częściej będzie dostawał szansę jazdy. Z kolei na jakiś czas pożegna się ze składem Martin Vaculik. Cóż, ekstraliga to jeszcze chyba za wysokie progi dla Słowaka.

O meczu w Lesznie można napisać tylko tyle, że się odbył. Formą błysnął Janusz Kołodziej, który jako jedyny chyba pokonał zawodników z Leszna. Trzeba chyba zmienić nazwę: Unia Żenada Tarnów albo Unia 26 Tarnów (26 od ilości zdobywanych punktów).