Od lat zostaje niewyjaśniona kwestia czy szklanka jest zawsze do połowy pełna czy zawsze do połowy pusta. Jakiś czas temu poznałam odpowiedź. Dla mnie brzmi ona: „to zależy czy jesteś optymistą czy pesymistą”.

Optymizm (łac. optimum – najlepiej) jest postawą, stosunkiem do życia, które wyrażają się w pozytywnym postrzeganiu zdarzeń, ludzi, sytuacji, natomiast przeciwstawny mu pesymizm (łac. pessimuss – najgorszy) jest negatywną oceną rzeczywistości, dostrzeganiem ujemnych stron życia, brakiem wiary w przyszłe powodzenia.

To wcale nie tak, że optymiści zakładają różowe okulary i całkowicie nie zdają sobie sprawy z tego, co złego się dzieje na świecie, jakie ludzie mogą mieć wady i co to znaczy być dotkliwie skrzywdzonym. Mój wielki autorytet Phil Bosmans pisał o tym, że „nawet pośród najciemniejszych nocy zauważają gwiazdy”. To oni wiedzą jak być szczęśliwymi, widząc dobre aspekty życia, czyniąc je znośniejszym. Optymiści mają szeroko otwarte oczy i okna na świat.

Pesymiści. Bosmans nie widział jeszcze szczęśliwego pesymisty, bo jego zdaniem żyją oni jak we mgle. „Zamazuje ona barwy, utrudnia widzenie, zawęża wszelkie możliwe horyzonty.” Co zatem jest w życiu bardziej korzystne?

Całkowicie neguję pogląd, że człowiek rodzi się z którąś z tych postaw i z nią zostaję do końca życia. Kolejny raz piszę Wam o tym, że mnie się udało, więc i Wam się może udać! Ze skrajnej pesymistki stałam się optymistką i nie spadło mi to z nieba!

Pesymistą jest być łatwiej, przecież zawsze warto narzekać na rząd, na pracę, na sytuację ekonomiczną, traumy z dzieciństwa i złych ludzi, prawda? To pozwala pozostać w miejscu, bo przecież „takie jest życie i takie już musi być”. Jednak spojrzeć na to z drugiej strony i poszukać w każdym człowieku chociaż jednej dobrej cechy, znaleźć dobre strony tego, że się cierpi, docenić to, co się obecnie ma, to już nie lada wyzwanie. Optymizm nie jest godzeniem się na to, co się zastało. Optymizm może być buntem. Kiedy uwierzy się w to, że może być lepiej, ma się siłę na to, by iść do przodu, zmieniać coś na lepsze. Optymiści to nie są ludzie, którzy od urodzenia mieli życie usłane różami, wielu z nich dostało nie jeden raz niezłego kopa, jak to się mówi, życie ich doświadczyło. Chodzi po prostu o to, by zmienić swój sposób postrzegania. Stanąć po tej drugiej, jasnej stronie.

M. in. tego typu rozmyślania doprowadziły mnie do wniosku, że pragnę pracować z ludźmi bazując nie na ich deficytach, lecz zasobach. Jako coach rozwoju osobistego dążę do tego, by to cholerne, ludzkie czarnowidztwo zamienić na przyjazny ogląd siebie i świata. Nawet jeśli wiele przeszedłeś, nawet jeśli Twoja sytuacja daje Ci popalić i inni już dawno by się poddali, uwierz, że można rozpatrywać to w kategoriach neutralnych bądź, co lepsze, dodatnich. Ostatnio spytałam jednej z moich klientek co dobrego wyniosła ze wszystkich NEGATYWNYCH, jak to określała, wydarzeń. To tak można? Jasne!

Tak naprawdę wydarzenia są i już. To od nas zależy w którą szufladkę – dobrych czy złych – je włożymy. Owszem, niektóre wiążą się z milionem wylanych łez, inne z uśmiechem, jednak to my sami je oceniamy. Tak samo, jak zakłada się, że nie ma złych i dobrych emocji. One po prostu są, przychodzą i odchodzą, lecz nie można ich segregować. To oczywiście jedna z moich definicji i nie musisz się z nią zgadzać. Przypomnij sobie Twoje najgorsze doświadczenie. Jego przykre konsekwencje na pewno już znasz, lecz spróbuj stworzyć listę wszystkich pozytywów. Być może pokazało Ci ono ilu masz przyjaciół? Być może odkryłeś w sobie wolę walki o siebie? Być może pokazało Ci to czego oczekujesz od siebie i od innych, a na co się nigdy już nie chcesz godzić? Już sam fakt, że je przetrwałeś jest Twoim zasobem.

Z każdego naszego doświadczenia można wyciągnąć zarówno złe i dobre aspekty. Nie zwykłam żałować podjętych w życiu decyzji, bo nawet jeśli były one, jak się później okazało, totalną porażką, to czegoś mnie nauczyły. Optymizm według mnie polega w tym przypadku na tym, by nauczyć się siebie, wyciągnąć konsekwencje ze swoich czynów. Nawet jeśli ostatnio jest mi strasznie źle, to przecież czyni mnie to silniejszą, Ciebie czyni silniejszym, jeśli w ten sposób na to spojrzysz.

Reasumując, moja szklanka jest zawsze do połowy pełna. Bo nawet idąc przez pustynię, na której za gorąca, za ciężko, za sucho, zbyt nieszczęśliwie i źle, to te pół szklanki być może uratuje mi życie, gdy już skończy się ostatnia kropla wody w bukłaku.